Nowy rok zaczął się od czternastokilometrowego biegu, w nowym miejscu w pochmurny dzien. Trasa zapowiadała się ciekawie. W okolicy sporo lasów i jeziorek pokrytych cienką warstwą śniegu. Jogging miał być relaksem – takim detoksem po sylwestrowej nocy, lekko zakrapianej absolutem z colą. A my co? A no my jak dwa zwyczajne czopki na tej pięknej wsi się zgubiliśmy i trasa z lekkiej i przyjemnej, zmieniła się w średnio-trudną. Identyczna sytuacja była dnia następnego. A podobno człowiek się na błędach uczy! I tym razem, nie sprawdziliśmy dokładnie trasy no i z krótko wyszło trochę dłużej. Z zaplanowanej 5tki zrobiła się ósemka. Mimo ciągłych pomyłek na trasie, nie było najgorzej, nie powiem – bywały trudne momenty. No cóż w nowym miejscu i tak biega się bez pośpiechu, na luzie. Raczej się zwiedza niż patrzy na czas.
Powrót do korzeni
Podczas biegu w oczy się rzucały niemożliwe wręcz do policzenia koty. Były czarne, białe i rude, wygrzewające się na kaloryferach i śledzące uważnymi ślepiami każdy ruch na spokojnych uliczkach. Te wszechobecne kozy, kury i barany w zadbanych gospodarstwach oraz zaorane grunty, nawet wielkie hałdy obornika fajnie było zobaczyć. Widok tak różny od tego, który na co dzień nas otacza.
Śmierdząca niespodzianka
Wszystko pięknie-ładnie, tyle że mieszkaliśmy w hotelu gdzie nie było możliwości wyprania kupy przepoconych po biegu ubrań. Wiec przed ich spakowaniem trzeba było je wysuszyć. I tu powinna zacząć działać wyobraźnia: mały pokój z mikroskopijnym oknem uchylonym na całą jego szerokość równa się smrodek na całego. Pozytywnym aspektem tej śmierdzącej historii jest to ze sportowe ubrania szybko schną.
Wspomnień czas
Wynajęliśmy pokój w dość nietypowym miejscu. A dokładniej mówiąc w starej piekarni, przerobionej na Hotel. Właścicielowi obiektu doskonale udało się połączyć stare i nowe w jednolitą, współgrającą całość. Pobyt w tym niezwykłym hotelu, gdzie w recepcji pracują (pewnie za darmo) trupy był tak przyjemny, że postanowiliśmy przedłużyć go o jeszcze jeden dzień. Pomimo tykającej w torbie „śmierdzącej bomby” relaksowaliśmy się na masujących fotelach po lekko wydłużonym biegu.
Są takie miejsca w które chce się wracać, zobaczyć trasę, którą się biegło o innej porze roku. Ta noworoczna do takowych należy.