O szlachetne zdrowie ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię utracił. Taki mały mix dwóch wpajanych nam od dzieciństwa utworów po głowie mi się pałęta. Wiosna za oknem a ja od kilku dni w wyrku się wyleguję bo w „prezencie” od nie wiadomo kogo konstantynokowidełko dostałam i domostwa nie mogę przez następny tydzień opuścić.
Kwarantanno ty wiosenna panno
Ah ten przeklęty kowid! Gdyby nie istniał skarżyłabym się teraz na grypę 😉 i narzekałabym że nie mogę biegać i pływać baaaa że nie mogę wychodzić z domu. Kwarantannia nuda sprawiła że skrobie coś tam na biegu. Dwa tygodnie bez sportu, a Maraton już tuż tuż. W planach był bieg na 42km ale będzie chyba lepiej jeśli przetruchtam tylko połówkę. Start za 24 dni a ja nie jestem w zajedobrej formie, wstyd się przyznać ale po schodach ciężko się wczołgać.
4 triathlony
Trzeba to przeczekać, przeleżeć, trochę pojęczeć. Wrócić do stanu sprzed kowida i dać czadu. Przede mną kila fajnych startów.
W maju pierwszy sprint w Batifer Triathlon. Czerwiec kolejny Triathlon International Haute-Meuse a w sierpniu ten najważniejszy i najdłuższy z dotychczasowych. Ten którego nie mogę się doczekać i jednocześnie strasznie się boję – Ironman 70,3 w Gdyni. Uuuu aż ciarki mi po plecach przeszły. Ostatni w sezonie na dystansie olimpijskim Ironlakes Triathlon.