Maraton Warszawski 2018

,

Bez wątpienia obecnie jest to największe dotychczas osiągnięcie w moim amatorskim bieganiu, jestem z tego bardzo dumny. Jeszcze kilka miesięcy temu w życiu bym nie pomyślał że kiedykolwiek wystartuję w takich zawodach lub ze kiedykolwiek wezmę na plecy taki dystans 42,195 km.

Bez specjalnego przygotowania

Biegam praktycznie każdego dnia +/- 15km przede wszystkim dla przyjemności no i lepszej formy fizycznej. Startowałem w kilku biegach organizowanych, największy dystans to było chyba latem 20km, ale jeśli ktoś czytał moje poprzednie wpisy to wie że wolę biegi nieoficjalne. Przypomina sobie ten wpis, kiedy to pierwszy raz pomyślałem o maratonie. To było po zaliczeniu pierwszych 30km. Cel 40km nie doszedł do skutku wtedy i ta myśl odeszła w zapomnienie. Moja żona była już od dawna zapisana na Maraton Warszawski 2018, ja miałem jej towarzyszyć. Jako kibic oczywiście, tak że nie przygotowywałem się do większego wysiłku. Kilka dni przed wydarzeniem, coś mi odbiło i powiedziałem sobie że pobiegnę. W najgorszej sytuacji po prostu przerwę bieg i tyle. To była może niezbyt mądra i spontaniczna decyzja, ale absolutnie nie żałuję. To co widziałem, to co przeżyłem… PIĘKNE DOŚWIADCZENIE.

Przyjechaliśmy do Warszawy dzień wcześniej, zatrzymaliśmy się w hotelu. Warszawa nie była nam dobrze znana, bywaliśmy wiele razy ale wyłącznie przejazdem. W tym samym dniu poszliśmy po odbiór naszych numerów startowych. W końcu miałem okazję zobaczyć na żywo nasz sławny Pałac Kultury w którym mieściły się biura obsługi wydarzenia.

Fajnie to wszystko wygląda, w ogóle stolica zrobiła na mnie pozytywne wrażenie.  Następnego dnia lekkie śniadanie w hotelu i w drogę, na zbiórkę. Przyznam szczerze że trochę pobłądziliśmy, ale chyba nie tylko my. Po jakimś czasie zaczęliśmy po porstu iść już za ludźmi w sportowych ubraniach, których było coraz więcej. Udało się, dotarliśmy do celu, świetna atmosfera, tysiące ludzi, muzyka – było wesoło, ale to dopiero był początek…

Ekscytacja, zwiedzanie w biegu

Całe wydarzenie to ogromny zastrzyk energii. Zwiedzanie podczas biegania to fajna sprawa, biegliśmy w miejscach których nigdy wcześniej nie byliśmy – było na co patrzeć. Warszawskie Łazienki, Zoo, Wisłostrada i wiele innych ciekawych miejsc.

Wysiłek, meta

Pierwsze 20km poszło jak z płatka, nie był to dla mnie jeszcze jakiś wyczyn, po 25km zaczęło się „dłużyć”. Takie miałem wrażenie bo kiedy dowiedziałem się że jestem na 30km wydawało mi się że to już minimum 38km. Zmęczenie i ogólna walka z przeciwnościami takimi jak ból pojawiły się mnw na 34km. W sumie to zmęczenie było spowodowane bólem przez który musiałem się kilka razy zatrzymać by się rozciągnąć. Straciłem przez to dobre 2 minuty. Ból pojawił się w kolanie, początkowo znośny ale pod koniec ledwo biegłem, chodzić też łatwo nie było. Musieliśmy się rozdzielić, do tego czasu biegliśmy razem. Nie chciałem jej spowalniać. Mimo tych przeciwności dobiegłem do końca, w ostatnich 2km wypiłem chyba z 5 kubków wody czy innych tam witamin, wycieczenie było konkretne. Zaraz po przekroczeniu mety nadchodzi ten piękny moment kiedy to już można wyluzować, odpocząć i odebrać swój medal. Po tym wszystkim piwo bezalkoholowe które rozdawali smakowało jak z procentami.

Nie wiem czy wezmę udział w kolejnym 41 maratonie Warszawskim w 2019, być może tak ale w tym roku raczej będę szukał czegoś podobnego w innym mieście lub kraju. W przyszłości na pewno do Warszawy wrócimy.

Gorąco zachęcam jak zwykle do biegania i do pomyślenia o udziale w takim wydarzeniu jak maraton lub chociażby półmaraton.

Do następnego biegu! 🙂

Menu

Nasz blog używa plików cookies. Więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close